Właśnie pachnę sobie polskimi perfumami. I to nie jakąś tam Panią Walewską, ale pięknymi śliwkowo-drzewno-korzenno-cynamonowymi Sensei She od Piotra Czarneckiego. To niszowe perfumy. Kto choć trochę interesuje się perfumami wie, że chodzi o perfumy, które powstają w sposób tradycyjny, czasochłonny i kosztochłonny i zazwyczaj mają wąską grupę odbiorców, gdyż pachną po prostu inaczej od utartych kanonów. Dla zainteresowanych: nuty zapachowe znajdziecie na portalu FRAGRANTICA.
Piotr Czarnecki to perfumiarz amator. Zawodowo zajmuje się tańcem. w 2014 roku wysłał próbkę swoich perfum, męską wersję Sensei, na prestiżowy konkurs The Art & Olfaction Awards For Excellence in Perfumery. Tam niespodziewanie usłyszał o nim świat, a Piotr został jednym z dziesięciu finalistów tego konkursu. Perfumy pojawiły się na półkach amerykańskiego Scent Baru oraz w internetowej wersji sklepu czyli LuckyScent.
Niestety perfumy nadal nie są dostępne nigdzie poza LuckyScent. Dlaczego? Bo przepisy UE nie pozwalają na ich sprzedaż u nas. I znowu pytanie: dlaczego? Szkodzą? Zawierają rtęć? Nie. UE postanowiła chronić nas przed … alergiami ;)
No cóż, nie jestem specjalnym zwolennikiem teorii spiskowych, ale jakoś mam mgliste wrażenie, że za wprowadzeniem tak durnych przepisów, które BTW uderzyły w mnóstwo małych firm produkujących np. olejki różane tradycyjnymi metodami, stoją duże firmy produkujące ich syntetyczne zamienniki. Jakby nie wystarczyło dodać odpowiednie ostrzeżenie na opakowaniu, jak to się robi z papierosami. Więcej informacji n/t zmiany przepisów można przeczytać TUTAJ.
Ja jednakowoż zaryzykuję wysypką i będę sobie pachnieć pięknie, tak jak lubię. Wiem, że Piotr będzie musiał przeprowadzić reformulację swoich perfum, aby móc je w Polsce sprzedawać i mam wielką nadzieję, że uda się to przeprowadzić bez większej szkody dla tego pięknego zapachu, choć wiem również, że szkoda jakaś będzie :(
Ale może dzięki reformulacji, perfumy Piotra Czarneckiego pojawią się również w ELSCE :)